WĘDKARSTWO MOJĄ PASJĄ
Wszyscy z nas mile wspomina okres wakacji. Siedzenie w domu i nic nie robienie może być miłe przez tydzień bądź dwa, ale po pewnym czasie musimy znaleźć sobie jakąś ciekawą rozrywkę.
Pewnego pochmurnego dnia zadzwonił do mnie kolega. Zaproponował wyjazd na ryby.
Spytałem gdzie i o której ? Wilkanów 6 rano !
Wspominając poprzednie wyjazdy na stawy wilkanowskie stwierdziłem, że nie chce mi sie znowu tam jechać. Na szczęście dałem się namówić
i przed 6:00 byłem na miejscu. Mateusz rozkładał się już na trzecim stawie ze swoim sprzętem wędkarskim. Usiadłem nie daleko niego. Rozłożyłem gruntówkę i spławikówkę, spławki 2g tzw. ołówek, na gruncie sprężynę.
Sam nie wziąłem przynęty, ale pożyczyłem od Mateusza.
Byłem przekonany ze nic nie złapiemy. Przekonanie to trwało do pierwszego brania. Złowiłem małego lina. Zaraz za drugim rzutem znowu miałem branie.
I tak zaczęło się eldorado. Branie za braniem, nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Może i ryby nie powalały wielkością, ale było ich bardzo dużo. Trafiło się parę ładnych okazów. Dominującą ryba był lin, później karaś, płotka, wzdręga. Trochę żałowaliśmy, że nie złapaliśmy karpia. Jak to już bywa uwzięły się i nie chciały brać. Szkoda że wszystkie liny były nie wymiarowe. Karasie trafiały bardzo okazale.
Co prawda nie biły rekordów długości, ale w Wilkanowie uplasowały by się na podium medalowym. Dużym zaskoczeniem były dla mnie płotki. Osobiście nie wiedziałem, że takie okazy tam pływają. Planowaliśmy łapać rybki cały dzień, ale niestety pogoda popsuła się po południu. Około 14:00 pojechaliśmy do domów. Po tym niesamowitym wyjeździe od razu zaplanowaliśmy drugą wycieczkę na stawy w Wilkanów.
Następnego dnia było podobnie. Rozpoczęliśmy o 6:00. Nałapaliśmy sporo ryb. Znowu koło południa pogoda się popsuła, wiec znowu zjechaliśmy do domów. Trzeciego dnia łowienie zaczęliśmy
o 5:00. Teraz poszło z rybami trochę gorzej. Nasze siatki nie były puste. Tego dnia wziął pierwszy wilkanowski karp. Szczęśliwcem był Mateuszowi. Tym razem pogoda się udała i w końcu nie padało. Po południu poszliśmy coś zjeść, bo byliśmy głodni. Wyjazdy w gronie kolegi i ryb zaliczam do jednych z najlepszych w moim życiu.
Następną przygodę postaram się opisać dokładniej. Ryby brały na wszystko : czerwony, biały, pinka, kukurydza.
Adam Pawlaszek |